
Nazywam się Wiesław Bytner.
Razem z synem Mariuszem zajmujemy się hodowlą gołębi pocztowych lotników.
Serdecznie witamy na naszej stronie
i zapraszamy do jej odwiedzenia.
Miałem pięć lat, gdy "zaraziłem się" gołębiami pocztowymi. Pierwszą parę dostałem od kuzyna, rok później miałem ich już kilkanaście. W 1975 r. wstąpiłem do Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. Sukcesy przyszły później, po przerwie w hodowli spowodowanej odbywaniem służby wojskowej. gdy byłem w wojsku, to siostry opiekowały się moimi gołębiami. Nawet lotowały w moim imieniu. Wiele sukcesów nie było, ale były wygrane konkursy, dobrze utrzymane stado, nie trzeba było zaczynać wszystkiego od nowa. Lata biegły, a wraz z nimi przyszło małżeństwo, dzieci. Moja żona Stanisława przyjęła mnie z całym inwentarzem i nie przeszkadzała w realizowaniu pasji, a wręcz przeciwnie, wspiera mnie w gospodarstwie i na fermie oraz w gołębnikach. Mój syn Mariusz lubi gołębie, może nie tak, jak ja, ale je rozumie, umie się o nie troszczyć, interesuje się nimi. Od kilku lat stanowimy wspólny tandem lotowy i razem odnosimy sukcesy.
W 1984 r. otrzymałem w prezencie kilkanaście gołębi od Henryka Falkowskiego, byłego Wicemistrza Okręgu Olsztyn. To były śląskie gołębie z hodowli Gierka. Już dwa lata później zostałem 2 przodownikiem Oddziału Iława w lotach gołębi dorosłych, mój gołąb był też najlepszym lotnikiem Okręgu. Wreszcie w 1994 roku po raz pierwszy zostałem Mistrzem Okręgu Olsztyn. Spore zasługi w odniesieniu przez mnie sukcesu mieli moi przyjaciele Falkowski i Stefan Lost. Lost w latach 80 - tych członek Oddziału Iława, także "kurnikarz" mieszkający i prowadzący fermę drobiu w Tymwałdzie, podarował mi ciemnonakrapianego "Duńczyka" - Dan 023-84-037, który okazał się rewelacyjny w rozpłodzie. Lost także w 1994 r. wzmocnił finisz moim gołębiom. Przywiózł mi worek doskonałej karmy dla wdowców. Podziałała niczym doping. Podczas aukcji na wystawie okręgowej w Iławie w 1994 r. kupiłem 12 niemieckich gołębi wywodzących się ze szczepu braci Janssen. W 2001 roku zostały mi skradzione wszystkie gołębie z gołębnika. Ze skradzionego stada odzyskałem 17 sztuk. Po kradzieży moje gołębniki krótko były puste. Kilkadziesiąt starych gołębi dali mi koledzy Józef Bomba z Iławy i Krzysztof Malinowski. Na wieść o nieszczęściu, które mnie spotkało, wielu kolegów i znajomych z Okręgu Olsztyn, a także z innych stron kraju, podarowało mi młode gołębie.
Loty gołębi młodych w 2001 roku rozpocząłem rekordową ilością 250 sztuk. Sezon był trudny. Po 5 locie zostało 60 sztuk. Ale miałem też 30 późnych, wychowanych z jajek przywiezionych od Antona Deignera z Gross Umstadt na południu Niemiec. Deigner słysząc o moim nieszczęściu wspaniałomyślnie podarował mi jajka po najlepszych parach rozpłodowych, a w następnym roku także kilka młodych. Mistrzowski szczep Deignera zbudowany jest głównie na Schellensach od Louisa Deleusa. Te gołębie, w połączeniu z odzyskanymi ptakami, stanowiły materiał, z którego zbudowałem obecne stado. Jakość posiadanych gołębi jest bardzo ważna. Wśród 16 moich ptaków, które w 2004 roku zdobyły łącznie 181 konkursów i w konkursie miesięcznika "Hodowca" zostały sklasyfikowane jako 6 zespół lotników w Polsce, jest kilkanaście "Deignerów" czystej krwi, kilka z moimi obrączkami rodowymi. Posiadam również kilkanaście cennych gołębi ze sławnej hodowli Heinza Meiera oraz taśmociąg samosprzątajace, które są ostatnim prezentem od zmarłego już mistrza Niemiec.
Moje cztery gołębniki skierowane są wylotami na wschód i południe, są widne, dobrze wentylowane, utrzymane w czystości.Od 1996 roku lecę metodą totalnego wdowieństwa. Gołębie łączę w pary na początku marca. Przed połączeniem, zimą nie stosuję kuracji oczyszczającej, tzn. diety marchwiowej. Po lotach, do końca roku dobrze karmię mieszanką pierzeniową z dodatkiem świeżej pszenicy z własnego pola. Także zimowa porą karmię zbożem z własnego pola w następującym zestawieniu: 40% owsa, 40% jęczmienia, 20% pszenicy. Karmię do syta ale tyle, by nie zostawał owies. Jeśli są duże mrozy, dodaje trochę kukurydzy - 5 - 10%. Co roku nie brakuje mi dobrego zboża z własnego pola, które liczy 40 ha. W sezonie lotowym karmię jednak głównie firmowymi mieszankami. Ze względu na drapieżniki, całą zimę moje gołębie są zamknięte. W pozostałych miesiącach korzystają z oblotów, osobno samce i samice, a potem także i młode. W sezonie lotowym raz w tygodniu podaję ziarno nasączone olejem czosnkowym lub słonecznikowym, obsypane Vispuminem i drożdżami, do picia raz w tygodniu podaję Gerwit - W. Nie stosuję elektrolitów. Przed wystawieniem na lot gołębie piją czystą wodę, po powrocie z lotu wodę z miodem i cytryną, sporządzoną wg następującej receptury: 3 l wody, 2-3 czubate łyżki miodu, sok z połówki cytryny. Troska o zdrowie stada, szczepienie i ewentualne leczenie pozostawiam gestii lekarza weterynarii - Andrzeja Koralewskiego. Dobre wyniki lotów zawdzięczam codziennej pracy ze stadem. Obloty rozpoczynają się lotem o 5 rano. W czasie ich trwania sprzątane są gołębniki, napełniane karmniki i pojniki. Stado poddawane jest też wnikliwej obserwacji; niektóre ptaki oceniam w ręku: czy zregenerowały się po ciężkim locie, jaką mają formę przed lotem. W zależności od ustaleń stosuję coś z arsenału środków i sposobów np. zamiast oblotów samce i samiczki wywożę na niedużą odległość 20 - 30 km. Najpierw wypuszczam samiczki, a 15 minut później samczyki. Ptaki spotykają się w gołębniku i chwilę są razem. Kilkanaście minut albo pół godziny, ile trzeba by uzyskały odpowiednią formę. Albo, samczykom rzucę trochę słomy by zaczęły budować gniazda. Przed wkładaniem na długi lot stosuję wspólny oblot samców i samiczek, a po wejściu do gołębnika pozwalam im być ze soba pół godziny. Samiczki motywuję też tak, że łączę dwie z jednym samcem. Przed lotem wpuszczam obie, żeby walczyły o partnera.

Oddział
0241
Iława